tag:blogger.com,1999:blog-25285927518467052852024-03-21T21:47:57.861-07:00ART PublikacjeJoannahttp://www.blogger.com/profile/09772409228080625007noreply@blogger.comBlogger5125tag:blogger.com,1999:blog-2528592751846705285.post-54184420611722716452015-10-06T13:37:00.000-07:002015-10-06T13:38:22.412-07:007 numer E-Magazynu Na tle sztuki już dostępny<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="MsoNormal">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1OMRScw7IKml00YKY8ZRzsMNeX6ljW05jHGvKmTIdCSkFNUogN-mC_RlSFmbXOBmpsPoNh_0JBYDrdaSErePyPcAN1ybzdKgtayx_tYDl0E2sNWGRRpQT8iQHZCNMqVy3ZW6yKYwz9QdN/s1600/Grafika_patronacka_e_magazyn_art_publikacje.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1OMRScw7IKml00YKY8ZRzsMNeX6ljW05jHGvKmTIdCSkFNUogN-mC_RlSFmbXOBmpsPoNh_0JBYDrdaSErePyPcAN1ybzdKgtayx_tYDl0E2sNWGRRpQT8iQHZCNMqVy3ZW6yKYwz9QdN/s1600/Grafika_patronacka_e_magazyn_art_publikacje.jpg" /></a></div>
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Kolejne wydanie E-Magazynu Na tle sztuki jest już dostępne w
Internecie. Oczywiście za darmo! </div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<a name='more'></a>Znajdziecie je pod adresem:<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<a href="http://issuu.com/natlesztuki/docs/e-magazyn_na_tle_sztuki_pa__dzierni">http://issuu.com/natlesztuki/docs/e-magazyn_na_tle_sztuki_pa__dzierni</a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="issuuembed" data-configid="13241355/30535500" style="height: 649px; width: 800px;">
</div>
<script async="true" src="//e.issuu.com/embed.js" type="text/javascript"></script>
<br />
<div class="MsoNormal">
Tym numerem rozpoczynamy drugi już rok obecności naszego
pisma w sieci. Ukazuje się co kwartał i zawiera artykuły o sztuce, kulturze,
studiowaniu oraz wychowywaniu dzieci w artystycznym duchu.<br />
<br /></div>
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<br />
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><br />
<script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
Dla studentów przygotowaliśmy artykuł z którego dowiedzą się
jak wykorzystać maksymalnie czas na studiach i jak go nie zmarnować. Miłośnicy
malarstwa znajdą informację o tym co robiły amerykańskie artystki w Polsce? A wszyscy
rodzice dowiedzą się jak rozwijać zdolności manualne u swojego dziecka.<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
Na końcu znajdziecie również krótkie kalendarium z imprezami
artystycznymi na, które serdecznie zapraszamy!</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<b>Do lektury bezpłatnego magazynu dla wszystkich miłośników
sztuki zaprasza blog <a href="http://www.natlesztuki.pl/">www.natlesztuki.pl</a>
oraz Patroni medialni.</b></div>
ART PUBLIKACJEhttp://www.blogger.com/profile/14855704754226846293noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2528592751846705285.post-73160900242915196722015-09-26T10:31:00.002-07:002015-09-26T10:32:09.603-07:00Zapraszamy na wernisaż wystawy "Bartosz Czarnecki - Malarstwo"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6_A1kQbbAcF4d0XJO9xZ6ObUO4euw__RE9nwhZYivm1yrAif0Ab9GduXjblnIM9fQUa03SkHYNuWA6FAN1dLRqLZHN1c4Ecefa8Vfw_L1hdZ1soy_1D_CGX09-4xtX8le5gryitxRDMYV/s1600/art_publikacje_zapraszamy_na_wernisaz_wystawy_Bartosz_Czarnecki_Malarstwo_2015_1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6_A1kQbbAcF4d0XJO9xZ6ObUO4euw__RE9nwhZYivm1yrAif0Ab9GduXjblnIM9fQUa03SkHYNuWA6FAN1dLRqLZHN1c4Ecefa8Vfw_L1hdZ1soy_1D_CGX09-4xtX8le5gryitxRDMYV/s1600/art_publikacje_zapraszamy_na_wernisaz_wystawy_Bartosz_Czarnecki_Malarstwo_2015_1.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bartosz Czarnecki znalazł się w orbicie zainteresowań Galerii STALOWA jeszcze jako student. Tuż po dyplomie na Wydziale Malarstwa krakowskiej Akademii w 2013, został zaproszony na nasz plener dla młodych malarzy w Kazimierzu Dolnym. W następnym sezonie brał udział w kilku wystawach zbiorowych. Teraz nadeszła pora na pokaz indywidualny tego malarza w STALOWEJ.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wernisaż wystawy w dniu 23 września 2015 o godz. 19.00</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedziba Krajowej Izby Gospodarczej</div>
<div style="text-align: justify;">
ul. Trębacka 4, Warszawa</div>
<div style="text-align: justify;">
Wystawa trwa do 31 października 2015</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdobył kilka nagród w ważnych konkursach malarskich w kraju, w tym renomowanym konkursie im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, Grand Prix Fundacji im. Franciszki Eibisch, wyróżnienie w legnickich Promocjach oraz coraz ważniejszej z roku na rok „Świeżej krwi” Galerii Socato we Wrocławiu. Plus kilka stypendiów, w tym MKiDN i „Grazella”. </div>
<div style="text-align: justify;">
Można by rzec, że wdarł się przebojem na scenę młodego malarstwa polskiego. I stale ugruntowuje swoją pozycję. Nie znalazł się w notowaniach Kompasu Młodej Sztuki 2014, ale pewnie tylko przez przeoczenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<br />
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Pisze: „Zacieram, przykrywam informacje umożliwiające odczyt. Powstaje coś w rodzaju „szumu”. Wprowadza to rozedrganie obrazu, rozmycie szczegółów. Z każdą kolejną „plamką” oddalam się od chwili, w której dostrzegłem tę rzeczywistą postać i zbliżam się do „portretu zapomnianego”. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jego obrazy wymagają odkrywania, aktywności, wnikliwego podejścia – raz podejścia bliżej, raz odejścia dalej. Przez to raz widzimy obraz abstrakcyjny, a raz dzieło przedstawiające.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na wystawie w Galerii STALOWA prezentowane są obrazy z dyplomowego cyklu pt. „Możliwości struktury tłumu”, który przyniósł mu najwięcej wyróżnień i który najczęściej jest z nim kojarzony, oraz seria dzieł najnowszych z 2014, w których artysta stosuje odmienną technikę już nie „szumów”, powstających z nakładania na siebie szablonów, lecz rys czy rastrów. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wierzymy, że Czarnecki jest jedną z największych nadziei naszego malarstwa. Artystą poszukującym, dociekliwym, świeżym i nieoczywistym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
ART PUBLIKACJEhttp://www.blogger.com/profile/14855704754226846293noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2528592751846705285.post-64442460850364207792015-09-26T06:10:00.002-07:002015-09-26T06:10:31.650-07:00Wenus made in China<div style="text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAjlXyLh36GIQoParBG2_9V2zW9-ohdIKf6AAGxmnRVDK06jwSW7TALMlrHfisT2MIza41sH6olqnTRPX0WdU7ATmswfX0zGX6gBqWqeO5pc8xirrzgkdQnu25XAQcAqpxz729FQCVuQG5/s1600/artpublikacje_wenus_made_in_china_2015_1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="Wenus made in China" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAjlXyLh36GIQoParBG2_9V2zW9-ohdIKf6AAGxmnRVDK06jwSW7TALMlrHfisT2MIza41sH6olqnTRPX0WdU7ATmswfX0zGX6gBqWqeO5pc8xirrzgkdQnu25XAQcAqpxz729FQCVuQG5/s1600/artpublikacje_wenus_made_in_china_2015_1.jpg" title="Wenus made in China" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Można założyć, że jeśli jakimś niewyobrażalnym sposobem udałoby się uśrednić wyobrażenia wszystkich znanych nam ludzi o tym, jak wyglądałoby najcenniejsze dzieło sztuki, średnia ta byłaby raczej do odgadnięcia. Niewielki odsetek, podejrzewając podstęp, zadeklarowałby pewnie, że zgodnie z ogólną obserwacją o tym, że świat oszalał, najcenniejsze byłyby może jakieś powyginane rurki współczesnego artysty, który z chmurnym wyrazem twarzy zawsze odmawia komentarza. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Część wszystkich znanych nam ludzi opowiedziałaby się też za całkowicie przeciwnym wariantem, jakim byłyby cenne starożytności – najkorzystniejszy dla tej wizji byłby scenariusz zakładający odnalezienie posągu w pobliżu piramid, późniejszą kradzież, transport statkiem pirackim i spektakularne odnalezienie uwieńczone ekspozycją za pancerną szybą w znanym paryskim muzeum. Pomiędzy tymi radykalnymi opcjami rozpościera się jednak cały wielobarwny wachlarz skojarzeń dworskich, dworsko-europejskich i ogólnie pełnych barokowego przepychu. Najcenniejsze dzieło nie wisiałoby przecież w wyniszczonym pustostanie, a w salonie ogrzanym ogniem pałacowego kominka, oprawione najprawdopodobniej w złotą ramę, na tle przeładowanych ornamentami grubych tapet. Byłoby to dzieło ze starego kontynentu, a jednym z elementów sztafażu byłby koń w pozie silnego naprężenia mięśni. Statystycznie uśredniając – byłby zaprzężony w rydwan, na którym leżałaby leniwie Wenus, obok Napoleon trzymający gronostaja i przybierający zadziwiającą mimikę Mony Lizy. W tle, wzburzona toń wodna albo szarża.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script><br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
W zderzeniu z raportami analityków, taka fantazyjna wizja nie zbliża się nawet odrobinę do rynkowej, mierzalnej przychodami rzeczywistości. Przyjmując dla określenia wartości dzieł kryterium ceny, w łatwy sposób wyodrębnić można ciasny krąg artystów, których prace uznawane są przez kolekcjonerów za najcenniejsze. Jako że transakcje aukcyjne niemal we wszystkich krajach rejestrowane są przez międzynarodowe portale, co roku ukazują się na nich najróżniejsze zestawienia, na czele z listą najdrożej sprzedanych prac. W ubiegłym roku, choć zabrakło na niej rydwanu z Napoleonem, w pierwszej dziesiątce znalazły się dwa obrazy Francisa Bacona, dwa Andy’ego Warhola i jedna, za to otwierająca tabelę rzeźba Alberta Giacomettiego, za którą nabywca zapłacił powyżej 100 milionów dolarów. Podobne zestawienia przygotowywane są też dla sztuki bardziej współczesnej, czyli tworzonej przez artystów urodzonych po drugiej wojnie światowej. W przeciwieństwie do przewidywalnych raportów ujmujących Bacona i Warhola, tabele rekordów sztuki późniejszej doświadczają prawdziwej rewolucji. Od niedawna bowiem, do niezmiennego grona dotychczasowych rekordzistów, głównie Amerykanów, dołączyli kompletnie w naszych kręgach nieznani artyści z Azji. Najdroższa sztuka tworzona przez artystów powojennych, zdominowana od lat przez te same nazwiska, stała się domeną narodu chińskiego, kojarzonego przecież zazwyczaj z mniej unikatową produkcją. W społeczeństwach azjatyckich tygrysów gospodarczych umocniła się już odpowiednio zamożna klasa, której popyt nie ogranicza się tylko do zachodnich dóbr luksusowych. Inwestorzy tego regionu zainteresowani są lokowaniem kapitału również w dzieła artystów rodzimych, które przy tak ogromnym zapotrzebowaniu okazują się być warte nawet kilkadziesiąt milionów euro. W 2011 roku światowym rynkiem aukcyjnym wstrząsnęła kwota 57,2 mln dolarów zaoferowana za pracę „Orzeł na sośnie” chińskiego, mniej współczesnego autora, Qi Baishi. Chociaż Qi Baishi nauczył się pisać, czytać i wreszcie malować dopiero, gdy miał dwadzieścia siedem lat, zdołał wypracować własny styl uproszczonych form, odżegnując się od kopiowania dawnych mistrzów. Podejmowane w jego obrazach tematy dalekie były patetycznym uśrednionym wizjom europejskiego bogactwa, malował bowiem tak zwykłe przedmioty, jak koszyk czy czajnik i tak drobne stworzenia, jak owady. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJF_ts6LUYNN3Wmg0sIslhTarmYZOFiHM3_lWLqqhgQe8guAQzMfPWceFtHcx-oYLXdw_L-kGmEF-IunuoEv1R3k11GcJW3-ONwQZvEew6i4Dx3e8RrSUmo_PJw_8WIVWub4wz2hClC6a9/s1600/artpublikacje_wenus_made_in_china_2015_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJF_ts6LUYNN3Wmg0sIslhTarmYZOFiHM3_lWLqqhgQe8guAQzMfPWceFtHcx-oYLXdw_L-kGmEF-IunuoEv1R3k11GcJW3-ONwQZvEew6i4Dx3e8RrSUmo_PJw_8WIVWub4wz2hClC6a9/s1600/artpublikacje_wenus_made_in_china_2015_2.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: 12.8px;">Ai Weiwei – zamalowane wazy, w tle cykl Upuszczając wazę z dynastii Han z 1995 roku</span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
Wśród chińskich artystów współczesnych, rekordzistą aukcyjnej sprzedaży stał się w 2013 roku Zeng Fanzhi, którego zaktualizowana wersja „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda da Vinci wyceniona została powyżej 23 milionów dolarów. Powtarzając układ kompozycyjny renesansowego mistrza, Zeng Fanzhi namalował obraz komentujący reformy ekonomiczne kraju z lat 90-tych – kluczowa dla sceny postać Jezusa, jak również figury jedenastu apostołów, mają wokół szyi zawiązane komunistycznie czerwone tkaniny. Judasz z kolei, zasiada do wieczerzy w żółtym krawacie symbolizującym imperializm. Warto zastanowić się też, jakie jest nasze pierwsze wrażenie w zetknięciu z obcą estetyką, widzimy przecież, że chińskie współczesne malarstwo różni się od naszego, w wielu elementach jest jednak do niego zbliżone. Jeśli ktoś założyłby przekornie, że na takie rozważania ma jeszcze sporo czasu, zanim cywilizacja żółtej rzeki wyprzedzi na tym polu liderów amerykańskich, byłby w dużym błędzie. Jeszcze niedawno podstawowe rynki obrotu sztuką współczesną były wyłącznie amerykańskie i europejskie – w ubiegłym roku całkowity obrót w Chinach wyniósł 40% światowego, zdeklasował więc nawet obrót Stanów Zjednoczonych, szacowany na ponad 550 milionów euro. Jak wynika z danych portalu Artprice, te dwa kraje odpowiadają razem za aż 78% przychodów tego rynku, a rynkom takim, jak brytyjski czy francuski przypada kolejno 15 i 2% udziałów. O nieprawdopodobnym tempie rozwoju świadczyć może też fakt, że wśród stu artystów, którym przypisuje się największe obroty, aż 47 to Chińczycy. Jeśli doliczylibyśmy do tego grona również Japończyków, Filipińczyków, Indonezyjczyków i Tajlandczyków, artyści Azji stanowiliby w rankingu najbardziej dochodowych 54%. Pobudzać wyobraźnię mogłaby też informacja, że w samym Pekinie kumuluje się jedna piąta wszystkich przychodów ze światowego rynku sztuki artystów powojennych, a Szanghaj wyprzedza pod tym względem Paryż. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
<br />
<br />
O czym jest więc ta sztuka? O obecności chińskich autorów na międzynarodowej scenie artystycznej można się też przekonać pomijając czysto rynkowy aspekt. Do jednych z najbardziej przejmujących historii należy chociażby droga prowokującego Ai Weiweia, współtwórcy między innymi pekińskiego stadionu narodowego. Zanim Ai Weiwei podjął jakąkolwiek artystyczną edukację, spędził kilka dziecięcych lat wraz z rodziną w obozie pracy. Studia, które podjął również nie były zupełnie plastyczne, dlatego, że wybrał reżyserię w Pekinie, po czym przeprowadził się na wiele lat do Nowego Jorku. W latach dziewięćdziesiątych, z powodu choroby ojca artysta zaczął znów tworzyć w Państwie Środka, coraz bardziej angażując się w niewygodne dla władzy problemy społeczne. Kolekcjonując antyki mógł pozwolić sobie na wykonanie słynnego zdjęcia, na którym upuszcza z impetem mającą około 2000 lat chińską wazę, burząc tym samym wszystkie skostniałe porządki. W wymowny sposób zamalowywał też neolityczne wazy kolejnymi warstwami farby, a na niektórych zachowanych resztkach oryginalnych polichromii umieszczał logo koncernu Coca-Cola. Najdobitniej pokazał, jakie zagrożenia widzi w niszczącym zalewie kultury amerykańskiej, która przesłania coraz mocniej – kolorową farbą – chińskie dziedzictwo. Wnętrza waz pozostały jednak bez zmian, na dnie bowiem nic się przecież nie zmieniło, a układy pozostają nienaruszone. Pod koniec 2008 Ai Weiwei naraził się władzom chyba jeszcze silniej, rozpoczynając własne dochodzenie w sprawie ofiar trzęsienia ziemi w Syczuanie. Jako architekt, zwrócił uwagę świata na niedbałości w konstrukcji szkół, które uległy zniszczeniu, a także sporządził prawdziwą listę ponad 5 tysięcy nazwisk uczniów, którzy w tych szkołach zginęli – co nie umknęło oczywiście odpowiedniemu aparatowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
W 2010 roku, w londyńskim muzeum Tate Modern otworzono ekspozycję „Ziaren słonecznika” składającej się z ponad stu milionów robionych i malowanych ręcznie ziaren z porcelany. Mieszkańcy chińskiego miasta Jingdezhen produkowali je przez pięć lat, a cała instalacja zajęła 3 400 metrów kwadratowych słynnej Hali Turbin. Odwiedzający muzeum, spacerując po takim dywanie z porcelanowych ziaren doświadczać mogli typowego dla dzisiejszych Chin pomieszania masowości konsumpcji, ogromu rozwijającego się przemysłu i domowej produkcji, do której wiele z tego się sprowadza. Tego samego roku, policja nakazała autorowi pozostawanie w areszcie domowym, w czasie na który zaplanowano otwarcie jego nowego studia w Szanghaju. Lokalne władze założyły powstanie całej dzielnicy kulturalnej, w której artyści mieliby tworzyć prawdziwe centrum rozwoju, a zaprojektowane przez Ai Weiweia studio byłoby jego wyjątkową częścią. Artystę zwolniono z aresztu następnego dnia po otwarciu, na początku 2011 roku studio wyburzono z uwagi na stwierdzone przez wysokich urzędników niezgodności architektoniczne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP_-b65dhH4yIah2L5mXBVmH1674S7WMM6ZjD8JpfuRoVWY13pjoCaOrFK0CJ2KH5JeoBbWgNTcB-JjvH75OiwTpMwi_pC0z4SEGEiTPGolp2HhSlVDeGmP49nHZ98me-HHuycRAdD58ad/s1600/artpublikacje_wenus_made_in_china_2015_3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP_-b65dhH4yIah2L5mXBVmH1674S7WMM6ZjD8JpfuRoVWY13pjoCaOrFK0CJ2KH5JeoBbWgNTcB-JjvH75OiwTpMwi_pC0z4SEGEiTPGolp2HhSlVDeGmP49nHZ98me-HHuycRAdD58ad/s1600/artpublikacje_wenus_made_in_china_2015_3.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zeng Fanzhi, Ostatnia Wieczerza, 2001, olej na płótnie, 220 x 400 cm</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podobnie jak na początku, i tutaj można szybko przytoczyć bardzo jaskrawą skrajność. W kwietniu zeszłego roku, podczas aukcji w Sotheby’s w Hong Kongu, zanotowano światowy rekord cenowy za chińska porcelanę. Pochodząca z dynastii Ming z XV wieku czarka o średnicy siedmiu centymetrów i ozdobiona motywami domowego ptactwa sprzedana została chińskiemu multimilionerowi za równowartość 112 mln złotych. Przedmiot o niezwykłej dla tamtego okresu jakości jest z jednym z kilkunastu przetrwałych, w kolekcjach prywatnych znajdują się jednak tylko trzy takie obiekty. Światowe media zelektryzowała jednak nie cena porcelanowej czarki, a upublicznione zdjęcie, na którym zadowolony inwestor pije z niej herbatę. Nowy właściciel wyjaśnił to dosyć prosto – skoro bowiem używał jej sam Cesarz Quianlong, teraz i on tak zrobi. Zbulwersowanym środowiskom pozostaje się jednak cieszyć, że inwestor nie postanowił potraktować dziedzictwa w równie radykalny sposób, co Ai Weiwei. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Autor: Weronika Aleksandra Kosmala – absolwentka International Business SGH i Historii Sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Analityk finansowy Górnośląskiego Towarzystwa Finansowego GTF Sp. z o.o.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
ART PUBLIKACJEhttp://www.blogger.com/profile/14855704754226846293noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2528592751846705285.post-41529427003408520952015-09-26T05:58:00.003-07:002015-09-26T05:58:58.649-07:00Kunstkamera Jana Nowaka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiLKWV5fKy6YDEsXS9s5ysajfhzxGxufO5NRyLmPVOU4aJVPrIROMJ-R2q4JJI8NKwqGc96uMrqyeukOudndk0UjTM2m-Xm31ABg0A7d0l8Fkr9LMNJN8I72JkvIASjDV0O9Jjo_54AnQ1/s1600/Kurioza_Kunstkamera_Jana_Nowaka_art_publikacje_2015.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img alt="Kunstkamera Jana Nowaka" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiLKWV5fKy6YDEsXS9s5ysajfhzxGxufO5NRyLmPVOU4aJVPrIROMJ-R2q4JJI8NKwqGc96uMrqyeukOudndk0UjTM2m-Xm31ABg0A7d0l8Fkr9LMNJN8I72JkvIASjDV0O9Jjo_54AnQ1/s1600/Kurioza_Kunstkamera_Jana_Nowaka_art_publikacje_2015.jpg" title="Kunstkamera Jana Nowaka" /></a></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Obrazy pokazujące gabinety osobliwości przypominają czasem adwentowe bombonierki dla dzieci – trudno jednym spojrzeniem objąć zawartość, a wiadomo, że smakołyk kryje się w każdym zakamarku. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamieszkały w szeregowym osiedlu na przedmieściach Jan Nowak ostatnio dawno nie narzekał na kraj. Dorobiwszy się już wcześniej trochę na giełdzie, wszedł w spółkę z kolegą ze szkolnej ławki – który nie wiadomo po kim, ale miał smykałkę – a niedawno wzmocnił go nawet solidny spadek po dalekiej krewnej z jeszcze dalszego przedmieścia zupełnie innego miasta. Już od dawna zauważył, że przeglądanie gazety rozpoczyna od rubryki najnudniejszej z tych najbardziej szarych i bez obrazków. Nekrologi, rankingi lokat, świeże doniesienia z rynku nieruchomości, kto ma dzisiaj imieniny, a potem krótkie zawahanie, czy zadzwonić do tej osoby, która je ma, ale jednak teraz może nie. W drugi wtorek zeszłego miesiąca, zaraz po takiej wyczerpującej prasówce, Jana Nowaka spotkała zwyczajna drobnostka, ale przy tym też niezapowiedziana nieprzyjemność. Od tamtego momentu nie zastanowił się jeszcze, czemu tak się stało, bo właściwie takich wydarzeń zazwyczaj się nie rozważa – uderzył się w głowę, w czoło dokładnie, o kant lodówkowej obudowy. Od tej pory zaczął inaczej zaczynać poranną gazetę, inaczej się poruszać, sypiać na boku i inwestować alternatywnie.</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
</div>
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"><div style="text-align: justify;">
</div>
</ins><script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
<br />
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Docenienie obszerności oferty nietypowych aktywów trochę mu zajęło – na międzynarodowych aukcjach i w najróżniejszych galeriach, jak się okazało, kupić można wszystko, co mogłoby mieć inwestycyjną wartość. Jako że Nowak był w swoim wcześniejszym życiu posiadaczem niewielkiego ogródka, w swoim zupełnie nowym, polodówkowym życiu mógł wyrzucić do niego przez okno wszystkie wybrane kiedyś nieinwestycyjne meble. Zasinienie na jego czole, polodówkowe, pulsowało na bordowo, jak wypychał przez wąskie okno wykoślawione regały, rozdzierał upięte w tamtym życiu draperie, deptał firanki i tłukł polerowane kiedyś szkło. Budowanie finansowego potencjału wypatroszonego wnętrza rozpoczął od kupna orientalnego dywanu. Orientalne dywany wystawiane są na aukcjach dosyć regularnie, stąd nietrudno mu było znaleźć wzór stosownie orientalny za niecałe 5 tys. euro. Przekornie, wydał je w austriackim Dorotheum, bo wiedział, że od tej pory rachunki na to przedmieście będzie przysyłało już tylko Christie’s albo Sotheby’s. Raz się tylko jeszcze wyłamał i kupił na specjalnej aukcji ram ramę podobną do tej, którą połamał na kawałki przed wyrzuceniem z parteru przez okno. Ramy wystawia się na przykład w paryskim Hôtel Drouot, chociaż katalog takiej aukcji wygląda jak pozbawiony obrazów żart, w którym brakuje polecenia sugerującego pokolorowanie białych miejsc. Nowak zastanawiał się jeszcze, co zawiśnie w nowej ramie – zdjęcie nagich kobiet z londyńskiego Phillips de Pury czy mała zakopiańska akwarela z jednej z krajowych Des. Kupił od razu też kilka innych, już oprawionych obrazów – były na nich głównie pejzaże, trochę koni, a na jednym lekko rozmazani panowie w kapeluszach grali w karty. Wszystkiemu przyglądał się odlany z brązu pies, chyba chart, bo on właśnie jako jedyna rzeźba nie miał głowy skierowanej w kąt pokoju. Nowak średnio przepadał za tymi nowymi posągami, ale przeczytał niedawno, przy porannym polodówkowym wertowaniu gazety, że rynek rzeźby może się w kraju jeszcze ruszyć, jak nazwali to kiepscy dziennikarze. Stopy zwrotu obiecywane przez analityków odwiodły go też od kupienia markowego odtwarzacza, który zastąpić można przecież z łatwością wiekowym fortepianem. Stare płyty, w które zainwestował, można w końcu włożyć do nowej barokowej skrzyni, a skoro w instrument lepiej jest lokować kapitał, można nawet poduczyć się grać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnoFR8vuQuMyeq_LhD4Opb0yU6MG8LEq9hvQfgtK8cbvGZk5rUwFa6bmLeaVpV99-ZrDlXirnBqPacQI9Ke3hl7IENmN2jGaMqEJfx9CFdnGmtmmRRPmsehazJp-Y_221nCk3rJe98KSWW/s1600/Kurioza_Kunstkamera_Jana_Nowaka_art_publikacje_2015_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnoFR8vuQuMyeq_LhD4Opb0yU6MG8LEq9hvQfgtK8cbvGZk5rUwFa6bmLeaVpV99-ZrDlXirnBqPacQI9Ke3hl7IENmN2jGaMqEJfx9CFdnGmtmmRRPmsehazJp-Y_221nCk3rJe98KSWW/s1600/Kurioza_Kunstkamera_Jana_Nowaka_art_publikacje_2015_2.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O poduczaniu mogą mówić ci, których wysłano kiedyś z obojętnie jakim rezultatem na umuzykalniające lekcje. Stara pani Nowak wysłała Nowaka Jana, a ten nie przejawiając ani odrobiny talentu Zimermana, zdołał opanować tylko fragmenty z Mozarta, które odgrywał za każdym razem w innym autorskim tempie. Nie pamiętał już tych fragmentów za dobrze, kupił więc na kolejnej aukcji rozwiązanie dla mniej cierpliwych, wideoinstalację. Osiemnastominutowa wideoinstalacja grała jakieś mechaniczne dźwięki, a że odtwarzał ją na wielkim płaskim telewizorze, zawsze miał w pokoju dziwny niebieskawy poblask. Sztukę wideo kupił na aukcji twórców powojennych, po pozostałe oświetlenie udał się więc do antykwariatów. Najmniejszy i najtańszy był mosiężny kandelabr za kilkaset złotych, drugie miejsce zajęła lampa w stylu art deco, a ostatnie kryształowy żyrandol o wydźwięku tak dworskim, że we wcześniejszym przedlodówkowym życiu wisieć mógł albo w pałacu, albo w kościele. Świecznik mało okazale prezentował się jednak na podłodze, a postawienie go na fortepianie uniemożliwiłoby grę – kolejne licytacje musiały się więc zakończyć nowymi, inwestycyjnymi meblami. Żeby portfolio było rozsądnie zdywersyfikowane, wybrał aktywa w przeróżnych kształtach i z przeróżnych epok. Okrągły intarsjowany stół na ciężkiej tłoczonej nodze okalały naprzemiennie ustawione plastikowe włoskie krzesła i niskie bordowe foteliki rodem z PRLu. Pod oknem ledwo się zmieściła neostylowa komoda z bogatymi wypukłymi zrobieniami, a po przesunięciu barokowej skrzyni pełnej winylowych płyt, uwidocznił się nawet skrawek orientalnego dywanu, na którym można było postawić witrynkę z biedermeieru. Skoro wybrał już mebel przeszklony, zaraz po wybraniu jakiejś sofy, nastąpić musiały kolejne niełatwe wybory drobnych bibelotów, które można na takich słabiutkich półeczkach postawić. W myślach miał jeszcze tego porcelanowego słonia, którego przywieźli z żoną z jedynego w życiu wyjazdu do Iranu – potłukł się jak cała reszta, chociaż nawet nie był pierwszy, bo leciał z okna już na całkiem zróżnicowany pod względem materiałów gruz. Nowak pomyślał, że trudno, i powrócił do odkładanego wyboru inwestycyjnej kanapy. Nie zaakceptowałby żadnej z tych ściśle obciągniętych aksamitem czy jedwabiem, twardych ludwikowskich ławeczek na szczupłych nogach, potrzebował przecież czegoś, z czego całkowicie wygodnie można byłoby oglądać lecącą w pętli wideoinstalację. Klasyka designu z lat 70-tych odpowiedziała błyskawicznie na pragnienia duszone jeszcze w przedlodówkowym życiu i miękka Bocca Lip Sofa stanęła na środku pokoju. Czerwona kanapa w organicznym kształcie pełnych warg zachęcała już tylko do tego, żeby w spoczynku przyjrzeć się po raz miliardowy temu, jak odtwarza się niebieskawe wideo – takiej sztuki Nowak nie rozumiał jednak nigdy na trzeźwo. Z najbardziej inwestycyjnych trunków sięgnął tego wieczoru nie po dobrze notowane bordoskie wino, a po liczącą pół wieku whisky, którą w destylarni Macallan przelano kiedyś do ręcznie robionej ozdobnej karafki. Myśląc o setkach tysięcy dolarów, które w Christie’s osiągają czasem podobne butelki, rozkoszował się to zapachem z kieliszka, to wzornictwem karafki, a coraz mniej instalacją. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<br />
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Rozsiadł się wygodnie i wodził bezwiednie wzrokiem po niepasujących do siebie obrazach, było cicho, a płomień świeczki tańczył na przyciężkawym kandelabrze. Kupił też trochę inwestycyjnej porcelany, ale nieczęsto miał chęć na herbatę, więc poustawiał elementy serwisu w wolne miejsca pomiędzy figurkami z witryny. Fajansowe damy z parasolkami ciężko byłoby mu błyskawicznie odsprzedać, założył jednak, że będzie to lokata długoterminowa, z właściwym zrozumieniem niskiej płynności, jaką ma rynek takich figurek. W telewizji w kółko to samo, nie ma komu grać na fortepianie, a gazety przeczytane już do porannej kawy – taką zajęciową pustkę znakomicie wypełniłby biały kruk albo list. W londyńskim Bonhams było co prawda ostatnio kilka wartościowych maszynopisów, ale Nowak zmęczony trochę różnorodnością tej zagranicznej kultury, ukierunkował się na krajową niszę i nabył kilka starych pism z sygnaturami polskich królów. Witryna była już niestety zapełniona dostatecznie, listy gięły się więc w barokowej skrzyni pomiędzy płytami – cóż mogłoby im jeszcze zaszkodzić, jak przeleżały w gorszych warunkach wojny i rozbiory. Jak nie rozumie się łaciny, lektura tych ważnych dokumentów specjalnie nie wzbogaca, dla zwiększenia value-for-money Nowak zapalił jednak dodatkową artdecowską lampę i skupił przez chwilę nieobecny wzrok. Trudno było mu się skoncentrować, a przez ogołocone z zasłon okna przedzierały się zimne mikro-podmuchy niechcianego świeżego powietrza. Wsunął więc stopy z zagłębienia zmysłowej czerwonej kanapy, a na resztę tułowia narzucił jeansowo-futrzany kostium, który w jednym z teledysków wykorzystała Madonna.<br />
<br />
Na takie rzeczy polowały już niejedne fundusze inwestycyjne, Nowakowi jakoś się jednak udało i wyrwał dosłownie innym licytującym taki jeansowy okaz z rąk. Jeszcze trochę o tym myślał, chociaż po instalacji widać już było, że leci chyba za długo, więc musi być bardzo późno. Świeca w końcu się dopaliła, a list Zygmunta Augusta cichutko upadł z sofy-ust na orientalny dywan. Inwestycyjną kunstkamerę przepełniło donośne chrapanie, przerywane czasem cichutkim pomrukiwaniem – to pewnie inwestycyjny pies bawił się jeszcze w nocy diamentową rękawiczką Michaela Jacksona. – Aport, aport… – mamrotał nieskładnie Nowak, czując jak budzi go rano język championa championów na niedogolonym policzku. Na nogi postawił go natychmiast dźwięk tłukącego się szkła – to pewnie inwestycyjny pies rozbił cenną karafkę i wylała się na dywan pięćdziesięcioletnia whisky – podparł się na łokciach i zobaczył po raz drugi w tym życiu, jak rozbija się na kawałki słoń-pamiątka z Iranu. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Autor: Weronika Aleksandra Kosmala – absolwentka International Business SGH i Historii Sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Analityk finansowy Górnośląskiego Towarzystwa Finansowego GTF Sp. z o.o.</div>
ART PUBLIKACJEhttp://www.blogger.com/profile/14855704754226846293noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2528592751846705285.post-42890822814872944382015-09-26T01:56:00.001-07:002015-09-27T00:29:52.273-07:00Co kryje się pod Maską Fang<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhren_R8f9gLHcWQWlD6qX34_OsxpxVdaHTfQFKoEbNvFqBfLo7Mp4nOzBzGSksd7GEMDgXV9f0mrm4bu3vxtGZX6EXKSGX5qKt_JFG6lBOqMmcXdm_1diK1TAzNiUWMs8GtbVjvdV9GeUK/s1600/co_kryje_si%25C4%2599_pod_maska_fang_art_publikacje_2015.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img alt="Co kryje się pod Maską Fang" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhren_R8f9gLHcWQWlD6qX34_OsxpxVdaHTfQFKoEbNvFqBfLo7Mp4nOzBzGSksd7GEMDgXV9f0mrm4bu3vxtGZX6EXKSGX5qKt_JFG6lBOqMmcXdm_1diK1TAzNiUWMs8GtbVjvdV9GeUK/s1600/co_kryje_si%25C4%2599_pod_maska_fang_art_publikacje_2015.jpg" title="Co kryje się pod Maską Fang" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Co kryje się pod Maską Fang</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Między portfelami bankierów z Nigerii, nowojorskimi aukcjami, plemieniem Fang i paryskimi obrazami Matisse’a, da się, wbrew pozorom, wykazać bliską zależność. Polem, na którym rozwiązać można zagadkę, jest światowy rynek sztuki, a kluczem – maska, która na początku XX wieku trafiła do Europy z Gabonu.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Można śmiało powiedzieć, że obrazy impresjonistów są na ogół przez odbiorców na tyle lubiane, że akceptujemy je nawet w formie wątpliwie muzealnej jakości plakatów. Równie niewielkie wątpliwości budzi też stwierdzenie, że pomimo osobliwej techniki małych kolorowych plamek, nie są to prace, na których nie widać, co zostało przedstawione. Kształty bywają czasem trochę rozmyte, ale zazwyczaj nie musimy się zastanawiać, czy ta tajemnicza bryła to mała dziewczynka, stacja kolejowa czy kępa kwiatów… Impresjonizm można więc nazwać ostatnim starym nurtem, który poprzedził nowoczesność – ogrody Moneta, uliczki Pissarra i altanki Renoira czytamy przecież bardzo podobnie, jak dawne portrety czy dworskie sceny rodzajowe, a nawet łatwiej, bo nie trzeba doszukiwać się w nich dodatkowych symboli. Zupełnie inaczej za to czytamy abstrakcję – o ile w ogóle, bo trudno sobie wyobrazić tłumy skupione nagle w ciasnym wianuszku, który otacza obraz z jednym zielonym kwadratem. Grunt tak grząski omijamy raczej szeroko i szybko, byle tylko dojść w niekończącym się muzeum do znanego z albumu Moneta i, jak ochroniarz spuści wzrok na zegarek, zrobić nenufarom zdjęcie.<br />
<br />
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<br />
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><br />
<script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
Wbrew pozorom, abstrakcja jest od tego wszystkiego jeszcze prostsza, bo często nie wymaga od nas nawet tego, żebyśmy zastanawiali się nad czymkolwiek – bardziej wymaga za to odczuć, a w niektórych przypadkach również niezmęczonych oczu. Kiedy więc nasze świeże spojrzenie, wypatrujące w końcu sali weneckich gondolek w zachodzącym słońcu, natrafi przypadkiem na płótno, które nie ma nic do zaoferowania poza zielonym kwadratem, może, bez uszczerbku dla zdrowia, na moment się na nim zatrzymać. <br />
<br />
W obliczu takiego kwadratu, albo innej nieczytelnej kompozycji plam, trzeba się po prostu trochę oddalić i pozwolić, żeby optyczne efekty zaczęły na nas działać. Oczywiście, nie w każdym typie abstrakcji chodzi tylko o to, ale można ogólnie przyjąć, że wielkie płaszczyzny kolorów powinny działać przede wszystkim na nasze emocje, a nie prowokować nas do odgadywania słabo czytelnych historii. Jeśli jednak zamiast odczuć obraz, czujemy, że nie jesteśmy na taki rodzaj doznań jeszcze gotowi, możemy wrócić się do muzealnej sali, w której wisi coś pomiędzy nenufarami, a zielonym kwadratem – klucz do zagadki, czyli etap, od którego nowoczesność się zaczęła.<br />
<br />
<div style="text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjovl1BoNL2L0nOM4XeftugxsZzmT2pND5rY9JdaN46N7YnfZu8oa0UCc3Eb0eX6y-6K0TK4VSw1RS5fINA54qVYernQBL-POL1-R07XTBbbhX_gn9Rcma3R45uekC_7ueniPUtbLQU7PMO/s1600/co_kryje_si%25C4%2599_pod_maska_fang_art_publikacje_2015_2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="Co kryje się pod Maską Fang" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjovl1BoNL2L0nOM4XeftugxsZzmT2pND5rY9JdaN46N7YnfZu8oa0UCc3Eb0eX6y-6K0TK4VSw1RS5fINA54qVYernQBL-POL1-R07XTBbbhX_gn9Rcma3R45uekC_7ueniPUtbLQU7PMO/s1600/co_kryje_si%25C4%2599_pod_maska_fang_art_publikacje_2015_2.jpg" title="Co kryje się pod Maską Fang" /></a></div>
<br />
Stwierdzenie, że najwytworniejsze nurty europejskiej sztuki zrodziły się właśnie w Europie jest dla europejczyków jednym z filarów logicznego myślenia o kulturze. Trudno oczekiwać więc, że jest błędne, ale z drugiej strony niedopatrzeniem byłoby pominięcie faktu, że niektóre z naszych głównych trendów miały dalekie i prawdziwie dzikie, pogańsko-ludowe inspiracje. Na początku ubiegłego wieku na przykład, kiedy wśród najbardziej znanych współcześnie malarzy rodziły się pierwsze pomysły na trochę bardziej połamane i kanciaste kształty niż modelki miały w rzeczywistości, poszukiwania koncentrowały się daleko poza Starym Kontynentem. Artyści znudzili się już w pewnym sensie codziennością paryskich bulwarów i wiejskimi plenerami innych części Francji i zaczęli próbować odwoływać się do jakiegoś pierwotnego źródła. Rytuały nieznanych ludów, bóstwa z kompletnie innych cywilizacji, ostrolistna roślinność i ogólna ostrość kolorów – taki fantazyjny zestaw leżał właśnie u podłoża większości z tego, co dzisiaj nazywamy przełomową nowoczesnością. Na początku łamania formy ofiarą padły co prawda nie tyle modelki, co obiekty takie jak butelki, owoce czy skrzypce. Pierwsze tzw. kubistyczne kompozycje, na których ten sam przedmiot przedstawiany był jakby z kilku stron na raz, nie miały jeszcze związku z żadną pradawną ani obcą kulturą. Fascynacja rozwinęła się jednak dosyć szybko i równie szybko malować zaczęto w ten graniasty sposób ludzi, często kompletnie nagich i zakomponowanych w różnych trójkątnych zaroślach albo kąpiących się w jakiejś dzikiej, bo z pewnością nie francuskiej, ani nie niemieckiej, scenerii. W albumach o malarzach, których lubimy chyba podobnie jak impresjonistów, znaleźć możemy pochodzące z tego okresu czarno-białe fotografie z mniej lub bardziej istotnych momentów życia Matisse’a czy Picassa. Na jednym, hiszpański autor słynnych geometrycznych załamań siedzi na krześle goszczony przez niemieckiego kolekcjonera, a na ścianie za nimi wisi wyglądająca na drewnianą, podłużna maska. Nie byłoby w tym elemencie wystroju nic specjalnego, gdyby nie to, że owa afrykańska dekoracja wpadła w ręce Picassa właśnie w momencie, kiedy nosy postaci zaczynały się wydłużać, usta przypominały coraz bardziej krótkie kreski, a brwi układały się w charakterystyczny abstrakcyjny zarys…<br />
<br />
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: xx-small;">REKLAMA</span></span>
<br />
<script async="" src="//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js"></script>
<!-- Art publikacje -->
<br />
<ins class="adsbygoogle" data-ad-client="ca-pub-9275015599713074" data-ad-slot="6784336148" style="display: inline-block; height: 90px; width: 728px;"></ins><br />
<script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
Wiedząc, jak wyglądała na tym zdjęciu maska, trudno byłoby zgadnąć, czy to już opis malarstwa Picassa, czy jeszcze opis plemiennej pamiątki, którą kolekcjoner powiesił na ścianie. Śledztwo, w którym tropione byłyby typowe picassowskie kreski zakończyłoby się więc w Gabonie, a dokładnie wśród nieświadomych wtedy niczego mieszkańców plemienia Fang. Rozpracowanie pochodzenia pojedynczej maski nie daje jeszcze mocnego wytłumaczenia dla całej współczesnej kultury, ale kiedy poprzeglądamy podobne albumy o życiu innych malarzy, z pewnością zauważymy też podobne rekwizyty. Poza maskami z drewna natrafić można chociażby na pióropusze czy podróżnicze fotografie, a nawet na zdjęcia czarnoskórych modeli pozujących w pracowniach oddalonych od Afryki o dobrych kilkanaście godzin lotu. Przechadzając się po muzeum w poszukiwaniu Moneta, warto w tym detektywistycznym duchu spojrzeć chociażby na przyjemnie dekoracyjne obrazy wspomnianego już Henri’ego Matisse’a. Poza słynnymi niebieskimi sylwetkami, reprodukowanymi już chyba nawet przez popularniejszy od impresjonistów szwedzki sklep z meblami, malarz miał w repertuarze między innymi odrealnione pokoiki w jednym kolorze albo niekoniecznie korzystne dla modeli portrety. Zakładając, że żona znanego artysty nie miała karnacji zbliżonej odcieniem do wysychającego betonu, ani oczu, które włącznie z białkami byłyby całe czarne, portret pani Matisse, to jednocześnie z dużym prawdopodobieństwem trochę portret afrykańskiej maski. Zagraniczne muzea, szczególnie te francuskie, są w związku z tym pełne plemiennych tropów, podobnie z resztą, jak tamtejsze prężnie działające domy aukcyjne.<br />
<br />
<div style="text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4D-Pz0I0Jm5SlqH_gOfCkqYJJTgn3-hd3CP_-iMxc5zjWxwjLYjcI2umfDrMbZP8lQ5qZrk1CCr-LTUbI_JYOsD85p53AfEmeY4OFM9ckjkoaFFxLYUXiK4fr2bUlGaAO__fioVV8dTuG/s1600/co_kryje_si%25C4%2599_pod_maska_fang_art_publikacje_2015_3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em;"><img alt="Co kryje się pod Maską Fang" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4D-Pz0I0Jm5SlqH_gOfCkqYJJTgn3-hd3CP_-iMxc5zjWxwjLYjcI2umfDrMbZP8lQ5qZrk1CCr-LTUbI_JYOsD85p53AfEmeY4OFM9ckjkoaFFxLYUXiK4fr2bUlGaAO__fioVV8dTuG/s1600/co_kryje_si%25C4%2599_pod_maska_fang_art_publikacje_2015_3.jpg" title="Co kryje się pod Maską Fang" /></a></div>
<br />
Opowieść o powolnym przejściu od paryskich bulwarów i nenufarów do abstrakcyjnego zielonego kwadratu nie mogłaby się jednak skończyć bez udziału zapowiedzianych na początku bankierów z Nigerii, którzy ochoczo licytują tajemnicze obiekty w Nowym Jorku. Światowe katalogi aukcyjne oferują coraz częściej wartą miliony dolarów sztukę afrykańską – od masek plemienia Fang i innych chętnie podrabianych tradycyjnych figurek, po prace artystów kompletnie współczesnych. „Nową mapę świata” zlicytowano w domu aukcyjnym Bonhams około trzy lata temu, a jej cena wyniosła wtedy równowartość 3 mln zł. Przypominającą sporych rozmiarów dywan pracę utkano z miedzianych drucików i aluminiowych kapsli – czego moglibyśmy domyślić się od razu, gdybyśmy wiedzieli jaki styl ma chyba najbardziej znany współczesny rzeźbiarz Ghany. Głównymi klientami takich licytacji są przedstawiciele zamożnej finansjery z Nigerii, ale coraz częstsze są też zakupy kolekcjonerów ze Wschodu i z Zachodu. Przyglądając się temu, ile o dzisiejszej twórczości z Gabonu czy z Ghany nam wiadomo, można dojść do wniosku, że mamy takie samo mgliste pojęcie o dalekich ludach, jakie w swoich młodych czasach mieli europejscy malarze zaczynający kubizm. Na kolejny wielki przełom inspirowany Afryką trochę już jednak za późno – trudno wyobrazić sobie przecież, że któryś z lokalnych artystów zacznie się przez resztę twórczości wzorować na osobliwym dywanie z kapsli, a internetowej wyszukiwarce nie uda się rozszyfrować tej inspiracji przez kolejnych sto kilka lat…<br />
<br />
Autor: Weronika Aleksandra Kosmala – absolwentka International Business SGH i Historii Sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Analityk finansowy Górnośląskiego Towarzystwa Finansowego GTF Sp. z o.o.<br />
<div>
<br /></div>
ART PUBLIKACJEhttp://www.blogger.com/profile/14855704754226846293noreply@blogger.com0